Muszę przyznać, że sama takiej maseczki na pewno bym dla siebie nie
wybrała. Fakt, mam cerę mieszaną, która głównie ze względu na zaskórniki
potrzebuje oczyszczania... ale męczy mnie też straszna nadwrażliwość i
skłonność do przesuszania. Bałam się, że po jej użyciu zwiększy się mój
największy problem - suche skórki.
Miałam jednak wcześniej już styczność z kremem siarczkowym i żelem
borowinowym innej firmy i z efektów byłam zadowolona. Stwierdziłam, że
warto spróbować i jeszcze tego samego dnia po odebraniu maseczka
wylądowała na mojej twarzy.
Biosiarczkowa maska oczyszczająco-wygładzająca 150 ml Balneokosmetyki Malinowy Zdrój |
Maseczka zapakowana jest w bardzo poręczne i zgrabne opakowanie typu 'plastikowy słoiczek', którego pojemność to 150 ml, a więc naprawdę sporo. Pod odkręcaną pokrywką znajduje się sreberko dające pewność że produkt nie został wcześniej otwarty.
To co przykuło moją uwagę... to aksamitna, gładka i bardzo przyjemna konsystencja. Już od pierwszego 'macnięcia' wiedziałam, że produkt będzie bardzo wydajny.
Zapach... nieco apteczny, lekko cytrusowy.. wyczuwam w nim nutkę grapefruita. Nie ma tutaj szału ani efektu spa.. ale jest nieźle.
Mimo, że maseczka nie jest zapakowana w kartonik, to na opakowaniu
znajdziemy wszystkie potrzebne informacje o sposobie użycia, działaniu, a
także składzie maseczki.. który wydaje się naprawdę ok. Niektórzy mogą
mieć wątpliwości co do talku lub gliceryny... ale jest to maseczka,
którą zmywamy po krótkim czasie więc na pewno nikomu nie zaszkodzi. Poza
tym coś w końcu musi być nośnikiem substancji czynnych ;) których w
maseczce jest naprawdę sporo. Z tego też powodu może wystąpić uczucie mrowienia, które jest wynikiem przenikania do skóry ogromnej ilości substancji aktywnych. Bardzo dobrze, że producent nas o tym ostrzega.
Przejdźmy do najważniejszej części, czyli tego jak maseczka działa :)
Nie ma najmniejszego problemu z jej nałożeniem palcami czy też pędzlem. Konsystencja jest gładka, ale nic z twarzy nie spływa.
Zaraz po jej nałożeniu czuć mrowienie i delikatne pieczenie skóry. Naprawdę nie ma się czego bać, bo to jedynie znak, że maseczka działa
i nasza skóra przyjmuje zbawienną ilość minerałów. Efekt taki występuje
przy wszystkich kosmetykach zawierających siarczki czy borowinę. Przy
maseczkach jest to doznanie intensywniejsze niż przy kremach bo
zawartość minerałów w produkcie jest większa. Uczucie nie jest
najprzyjemniejsze, ale spokojnie można je znieść. Pieczenie/mrowienie
mija po jakiś 10 minutach i w zasadzie jest to znak, że maseczkę można
już zmyć. Mija więc dokładnie tyle czasu ile zaleca producent, czyli
10-15 minut.
Maseczka zasycha na skórze i delikatnie ją ściąga. Nie jest to taka
skorupa jak przy tradycyjnych glinkach, ale ja na wszelki wypadek
spryskiwałam ją woda termalną. Ciekawie wygląda maseczka w miejscach
gdzie znajdują się zaskórniki otwarte - na zaschniętej maseczce widać
dziurki, powstaje siateczka. Nie wiem czy to efekt wchłaniania maseczki
przez otwarte pory czy raczej samego ich ściągania..
Zmywanie jest całkiem proste. Można to zrobić dłońmi, choć
najszybciej idzie specjalną gąbeczką/ściereczką. Ogromny plus za to, że
maseczka nie zabarwi nam wszystkiego dookoła. Swoją muślinową ściereczkę
zabarwiłam kiedyś czerwoną glinką... co za nic w świecie nie chce
puścić nawet z udziałem odplamiaczy. Ja przed ostatecznym zmyciem
wykonuje zwilżonymi dłońmi przez chwilę delikatny masaż, by dodatkowo
pobudzić skórę i ją wygładzić.
Po zmyciu naszym oczom ukazuje się aksamitnie gładka, miękka, ładnie oczyszczona skóra. Jest też delikatnie zaróżowiona, co po chwili mija. Stany zapalne są ukojone, a ogólny koloryt skóry wyrównany. Zaskórniki otwarte (te czarne) stają się mniejsze, jaśniejsze...
te płytsze aż proszą się o wyciśnięcie, jakby same chciały wypaść ze
skóry. Ja wtedy czasami delikatnie drapnę je paznokciem zawiniętym w
chusteczkę ;) Z kolei zaskórniki zamknięte (podskórne grudki)
początkowo mogą wydawać się nawet bardziej widoczne, jednak przy
regularnym stosowaniu stanowczo się spłycają.
Można powiedzieć, że maseczka działa trochę jak peeling enzymatyczny
dodatkowo przy tym odżywiając, oczyszczając skórę, pobudzając ją do
odnowy. Reguluje także wydzielanie sebum.
Mimo oczyszczania nie wysusza skóry, co dla mnie niezwykle ważne. Nie nawilża, choć można odnieść takie wrażenie bo martwe komórki skóry zostają złuszczone i cera jest gładsza.
Podsumowując...
Jestem naprawdę zaskoczona jej działaniem. Polubiłam i stosuję
regularnie co 3 dni... co często nie zdarza mi się w przypadku maseczek. Recenzja: http://kosmetyki-kasiorry.blogspot.com/2014/12/balneokosmetyki-biosiarczkowa-maska.html